Powrót     Strona Główna Rodziny 
			Polskiej
Samorządy a dobro wspólne prof. dr hab. Piotr Jaroszyński
Samorządy a dobro wspólne

Wybory samorządowe, w odróżnieniu od parlamentarnych, mają wymiar mniej lub bardziej lokalny. Wybieramy radnych do gmin, powiatów, dzielnic, miast i województw. Mogłoby się więc wydawać, że celem samorządów nie jest dobro wspólne, bo to obejmowałoby cały naród i całe państwo, ale dobro partykularne, cząstkowe, związane z określoną jednostką administracyjną. Tak jednak nie jest. Samorządy muszą mieć na uwadze dobro wspólne, tyle że jest ono realizowane w pomniejszonej skali.

Co to jest dobro?

Wyrażenie "dobro wspólne" stanowi istotną część Katolickiej Nauki Społecznej (KNS), więc większości z nas samo wyrażenie jest znane. Było też chętnie wykorzystywane w ramach kampanii wyborczych ugrupowań katolickich, czy raczej szukających przede wszystkim poparcia wśród elektoratu katolickiego. Często bywa jednak tak, że znajomość słów wcale nie idzie w parze z głębszym ich rozumieniem. Tak też wygląda sytuacja z "dobrem wspólnym", które, podobnie jak wyrażenie "wartości chrześcijańskie", gładko się wymawia, niewiele z tego rozumiejąc.
Dobro może być celem albo środkiem. Jest oczywiste, że dobro - środek - jest dobrem przede wszystkim dlatego, że prowadzi do dobrego celu. Pożywienie jest dobre, bo jest zdrowe, a jako zdrowe pozwala nam żyć. Pożywienie nie jest celem samym w sobie. Kto będzie jadł bez miary dla samego jedzenia, roztyje się, a następnie rozchoruje. Tak potraktowane pożywienie będzie czymś złym, a nie dobrym. Nie można środka odrywać od celu czy ustanawiać ponad celem.
Cele mogą być bliższe lub dalsze. Nie zawsze dążąc do czegoś jako celu, zdajemy sobie sprawę, że cel, który chcemy osiągnąć, nie jest celem najwyższym. Chcemy mieć dom, pracę, samochód, ale przecież to nie są cele same w sobie, to są tylko środki. Chcemy znaleźć prawdziwą przyjaźń lub miłość, wprawdzie drugi człowiek nie może być środkiem, ale nie będzie też najwyższym celem, bo nie jest w stanie być takim celem. Jako cel najwyższy religia ukazuje Boga.

Dobro wspólne a życie społeczne

Skąd w takim razie bierze się pojęcie dobra wspólnego? W grę wchodzi tutaj społeczny kontekst naszego życia. Człowiek pozostawiony sam sobie nie przeżyje, a żyjąc, nie rozwinie się. Potrzebujemy innych, aby żyć i się rozwijać. I właśnie to wszystko, co nas łączy jako wspólny przedmiot troski i dążenia, nosi miano dobra wspólnego. Dobro wspólne ma wymiar społeczny.
Ale wspólnie zabiegać możemy o środki, jak i o cele. Co w takim razie jest dobrem wspólnym - środkiem, a co dobrem wspólnym - celem? W skali społecznej najważniejszym dobrem wspólnym - środkiem jest nasze państwo. Zadaniem państwa jest bowiem zabezpieczenie naszych ludzkich i narodowych praw. Państwo nie jest celem samym w sobie, bo to prowadzi do totalitaryzmu, państwo jest tylko środkiem - ma służyć ludziom. Ale jako dobro wspólne musi być szanowane przez własnych obywateli.
Dobro wspólne - cel musi być zarazem wspólne i musi być celem. Takim dobrem nie jest ani państwo, ani społeczeństwo, ale rozwój osobowy poszczególnych ludzi. Państwo i społeczeństwo są po to, aby każdy człowiek mógł się rozwijać, czyli wzrastać w swoim człowieczeństwie. To zaś dokonuje się przede wszystkim przez rozwój duchowy. Celem - dobrem wspólnym państwa jest rozwój duchowy każdego człowieka. Jest to dobro, ponieważ każdy człowiek przychodzi na świat w stanie niedorozwoju, jest otwarty i utalentowany, ale niespełniony. Potrzebuje pomocy innych, aby się rozwinąć; wszyscy takiej pomocy potrzebują! Stąd rozwój każdego z nas jest naszym wspólnym dobrem. A jako ludzie właściwie rozwinięci możemy sobie nawzajem służyć. Dobro wspólne - cel nie jest urzeczywistniane kosztem indywidualności każdego z nas, nie dokonuje się też poza nami, ale w nas. Wspólnie zabiegamy o to, aby być bardziej ludźmi. Nie bez powodu Ojciec Święty w tak wielu miejscach od początku swego pontyfikatu powtarza
: naród istnieje "z kultury" i "dla kultury", dzięki której każdy z nas bardziej jest.[1]

Wynaturzenia dobra wspólnego

Arystoteles w swej "Polityce" podzielił ustroje, będące formą organizowania się społeczeństwa, na zdrowe i zwyrodniałe, a dokładniej mówiąc na zdrowe i zboczone (PARÉKBASIS). Ustrój zdrowy to taki, który służy dobru wspólnemu, a więc ma na uwadze dobro - rozwój swoich obywateli. Ustrój zboczony to ten, który nie liczy się z ludzką naturą i ludzkimi prawami: państwo powstaje po to, aby ludzi zabijać, wynaturzać lub hamować ich rozwój. XX wiek był świadkiem funkcjonowania takich właśnie państw i systemów. Powstawały państwa po to, by zabijać ludzi (w Związku Sowieckim zabito kilkadziesiąt milionów obywateli); dziś w państwach zachodnich zabija się ludzi, którzy nie są jeszcze obywatelami, choć są już ludźmi (tzw. aborcja), pozwala się na samozabicie (eutanazja). Takie ustroje są wyraźnie zboczone. A cóż mówić o promowaniu wszelkiego rodzaju wynaturzeń, w tym dewiacji seksualnych, łącznie z pedofilią, a być może i bestialstwem. Cóż mówić o upadku szkolnictwa i placówek kulturalnych, których brak uniemożliwia rozwijanie się i pielęgnowanie kultury na odpowiednio wysokim poziomie. To wszystko jest wynikiem "zboczonego" ustroju, który kryć się może pod różnymi nazwami, takimi jak socjalizm, liberalizm czy demokracja.

Odpowiedzialność samorządów za dobro wspólne

Wobec perspektywy najbliższych wyborów możemy zobaczyć, dlaczego samorządy muszą być otwarte na dobro wspólne. Nasze państwo, będące dobrem wspólnym wszystkich Polaków, jest zagrożone wcieleniem do struktur politycznych, które nie respektują suwerenności poszczególnych narodów, lecz ustawiają się ponad nimi. Scenariusz pozbawiania nas suwerenności dokonuje się poprzez "porcjowanie" naszego państwa; dlatego właśnie na różnych szczeblach samorządy mogą prowadzić własną politykę międzynarodową. Może dojść do sytuacji, w której państwo jako całość będzie niepodległe, ale jego części będą już dawno sprzedane lub uzależnione od obcych. Wobec możliwości prowadzenia samodzielnej polityki międzynarodowej samorządy stają się odpowiedzialne nie tylko za politykę lokalną, ale za dobro całego państwa. Nieodpowiedzialne, egoistyczne, krótkowzroczne decyzje mogą być nie do naprawienia, choć wyborcza karuzela będzie się kręcić od kadencji do kadencji.

Pułapka "małych ojczyzn"

Niebezpieczne jest tu kokietowanie lokalnych wspólnot pojęciem "mała ojczyzna". Przypomina to do złudzenia próby zjednania sympatii górali przez nazywanie ich w czasie okupacji "Goralenvolk" ("naród góralski"). Tak "mała ojczyzna", jak i "naród mazowiecki" czy "naród garwoliński" są to określenia na wyrost, pozbawione uzasadnienia historycznego i kulturowego. Ich celem jest oderwanie lokalnego społeczeństwa od głównego pnia narodu, bez którego traci swą moc, a na dalszą metę własną tożsamość. "Mały naród" i "małą ojczyznę" łatwiej połknąć, co dziś przy najnowszych technikach neokolonialnych (międzynarodowe holdingi) jest znacznie łatwiejsze niż dawniej. Samorządy są dziś swego rodzaju stanicami, w których trzeba nieustannie baczyć na dobro całości Rzeczypospolitej.

Przywrócić rangę edukacji i kulturze

Jeżeli dobrem wspólnym - celem jest rozwój osobowy człowieka, to właśnie w ramach samorządów trzeba zachować właściwe proporcje pomiędzy stroną ekonomiczną a kulturową. To kultura, a nie ekonomia jest celem. Tylko że kultury nie będzie tworzyła społeczność zubożała, której główna troska sprowadza się do znalezienia środków do życia. Postępujące bezrobocie niszczy nie tylko człowieka i rodzinę, ale również kulturę. Z drugiej strony rozbuchany konsumpcjonizm małej grupy nowobogackich, oszołomionej własnym sukcesem, nie przyczynia się do wzrostu kultury, z której mogliby czerpać wszyscy. Dawna arystokracja, w odróżnieniu od dzisiejszej oligarchii, była mecenasem kultury narodowej. Podwoje wielu pałaców, dworów, a nawet dworków otwarte były dla ludzi zdolnych i wrażliwych. Dziś szczelnie zamkniętych willi strzegą kamery, strażnicy i złowrogie psy. Sponsor ujawnia się tylko wówczas, gdy widzi w tym dla siebie interes. W biedzie trudno o kulturę na wysokim poziomie, co nie znaczy jednak, że bogactwo automatycznie generuje z siebie kulturę, bo może właśnie wyrodzić się w konsumpcjonizm.
Dumą dla samorządów muszą być szkoły na wysokim poziomie, dzięki którym młode pokolenia mogą korzystać ze skarbca narodowego dziedzictwa. Tylko w szkole zdobywa się głęboką wiedzę i trwałe umiejętności. Konieczne są placówki kulturalne, takie jak teatry, filharmonie, biblioteki, sale wystawowe, muzea, gdzie można bezpośrednio obcować z kulturą w najlepszym wydaniu. Dziś młodzież nie zna arcydzieł polskiej kultury, ponieważ nie ma gdzie ich zobaczyć lub usłyszeć. Placówki kulturalne zamieniono na urzędy lub banki, a w hangarach lub stodołach otworzono dyskoteki, nie tylko dla młodzieży, ale i dla dzieci. Pokolenie, które wyrasta w takich warunkach, nie będzie zdolne do utożsamiania się z Polską, nie podejmie w życiu żadnego wyzwania. Winni są dorośli, którzy patrzą na życie egoistycznie, nie wybiegają w przyszłość, która i tak należeć będzie do młodych. Ci zaś już dziś mają prawo do pełnego rozwoju swych talentów, jak i prawo do własnej, polskiej ziemi. Z winy dorosłych wyrośnie nam okaleczone pokolenie.

Na kogo głosować?

Człowiek nie może oderwać swojego życia od dobra wspólnego. Jest doń przypisany tak jak do rodziny, narodu i religii. Dobro wspólne urzeczywistnia się poprzez właściwie zorganizowane życie społeczne. Istotną formą takiego życia są samorządy. One właśnie mają w swym działaniu kierować się nie tylko dobrem lokalnej społeczności, ale dobrem Polski, której przecież stanowią organiczną i nierozerwalną część. Samorządy, jeśli mają naprawdę być samorządami polskimi, muszą ciągle baczyć na dobro wspólne. Ale na kogo głosować?
Adam Mickiewicz obok wielkich arcydzieł pisał też drobne wierszyki. Jeden z nich nosi tytuł "Uwaga chromego"
:

"Kiedy pierwszy raz wnidę w jakie zgromadzenie,
By poznać ludzi, zważam pierwsze ich spojrzenie;
Rozsądni naprzód spojrzą na mą nogę prawą,
Głupi naprzód na lewą, którą mam kulawą".

prof. dr hab. Piotr Jaroszyński
_____________________________
[1] Jan Paweł II do ludzi nauki i kultury w siedzibie UNESCO, 2.06.1980. Por. też Centesimus annus, V.

Link Nasz Dziennik
Powrót
|  Aktualności  |  Prawo do życia  |  Prawda historyczna  |  Nowy wymiar heroizmu  |  Kultura  | 
|  Oświadczenia  |  Zaproszenia  |  Głos Polonii  |  Fakty o UE  |  Antypolonizm  |  Globalizm  | 
|  Temat Miesiąca  |  Poznaj Prawdę  |  Bezrobocie  |  Listy  |  Program Rodziny Polskiej  | 
|  Wybory  |  Samorządy  |  Polecamy  | 
|  Przyroda polska  |  Humor  | 
|  Religia  |  Jan Paweł II  | 
do góry