Prof. dr hab. Piotr
Jaroszyński
Edukacja dla socjalizmu
Od ponad 10 lat kraj nasz podlega tzw. restrukturyzacji praktycznie we
wszystkich dziedzinach. Jedną z tych dziedzin jest edukacja. W jakim kierunku
idą te zmiany? Co one przyniosą? Kto za nimi stoi? Jakie będą następne pokolenia
Polaków? Zanim odpowiemy na te pytania warto najpierw przypomnieć, jak
kształtowały się różne koncepcje edukacji na przestrzeni dziejów, w tym również
w Polsce.
W tradycji klasycznej, stanowiącej ciąg kultury greckiej, rzymskiej i
chrześcijańskiej, edukacja podporządkowana była nade wszystko rozwojowi
osobowemu człowieka. Stąd na poziomie edukacji średniej akcent położony był na
tzw. sztuki wyzwolone, natomiast na poziomie edukacji wyższej – na filozofię i
teologię. W czasach nowożytnych, po Reformacji, pojawia się nowa koncepcja
edukacji, związana z przełomem cywilizacyjnym – na plan pierwszy wysuwa się
teraz „homo faber”, inżynier, który znając tajniki przyrody, pozwala człowiekowi
zapanować nad przyrodą, a dzięki wynalazkom i przemysłowi – czyni życie
wygodnym i bezpiecznym; miejsce uniwersytetu zaczyna zajmować politechnika. Po
Rewolucji Francuskiej pojawiła się nowa jeszcze funkcja szkoły: szkoła ma
wychować obywateli państwa, zgodnie z obowiązującą ideologią, cel szkoły jest
więc polityczny. I właśnie przez te dwa ostatnie trendy zdominowana była
koncepcja edukacji XIX i XX wieku: przez trend POLITECHNICZNY i POLITYCZNY.
Realizowanie takiego modelu kształcenia było ułatwione z tego względu, że od
Rewolucji Francuskiej rozpoczął się proces masowego upaństwawiania szkół w
krajach zachodnich. Państwa więc odgórnie, drogą administracyjną mogły
realizować swoje programy nauczania nie pytając nikogo o zgodę.
W niniejszym wykładzie interesować nas będzie przede wszystkim aspekt
polityczny edukacji. Polityka XIX i XX wieku rozwijała się w dwóch kierunkach:
pierwszy był dośrodkowy i przybrał postać NACJONALIZMU. Niektóre narody
europejskie przyjęły w spuściźnie doktrynę „narodu wybranego” uważając siebie
za taki właśnie naród. Rozwojowi militarnemu i gospodarczemu towarzyszyło
przekonanie o wyższości cywilizacyjnej, które znajdowało swoje odzwierciedlenie
w apoteozie własnej kultury. Edukacja była narzędziem budowania
nacjonalistycznej mentalności w najmłodszych pokoleniach. Drugi kierunek był
odśrodkowy i miał charakter internacjonalistyczny, związał się przede wszystkim
z ideologią SOCJALIZMU. Socjalizm miał być drogą prowadzącą do światowego
KOMUNIZMU. Wariant połączenia tych dwóch przeciwstawnych sobie tendencji w
postaci NARODOWEGO SOCJALIZMU wypalił się podczas II Wojny Światowej, po
porażce Niemiec, podobnie jak trwający dłużej sowiecki socjalizm oparty nie na
narodzie, ale instytucjonalnie na Związku Sowieckim skończył się wraz z
formalnym rozpadem tego państwa. Przetrwał natomiast socjalizm międzynarodowy,
instytucjonalnie nie związany z żadnym państwem, ale przymocowany do wielu
organizacji międzynarodowych mających wpływ na poszczególne państwa. Dość
powiedzieć, że na 15 krajów Unii Europejskiej w 13 rządzą socjaliści. Komunistyczne
resp. socjalistyczne partie rozsiane
są po całym świecie. A w kwietniu 2000
r. w Brukseli miało miejsce kolejne spotkanie Międzynarodówki Socjalistycznej.
Narodowy Socjalizm nie przetrwał, bolszewizm nie przetrwał, ale socjalizm –
przetrwał! jest dziś przewodnią siłą świata zachodniego.
Byłoby naiwnością sądzić, że socjalizm posiadając dominującą pozycję
polityczną nie przenika do innych dziedzin, w tym do edukacji. Dalekosiężne
plany opanowania świata, jakie od przynajmniej 200 lat towarzyszą socjalizmowi,
za jeden z podstawowych elementów uznają właśnie edukację.
W krajach Unii Europejskiej edukacja w dalszym ciągu idzie jeszcze drogą
sprzed Traktatu z Maastricht (1993). Przypomnijmy, że w powojennej historii
Wspólnoty Europejskiej (EWG, Traktat Rzymski 1957) współpraca miała charakter
głównie ekonomiczny. W związku z tym edukacja pozostawała w gestii
poszczególnych państw, realizujących w znacznej mierze kierunek obywatelski:
ugruntowywanie świadomości narodowo-państwowej. Również Traktat z Maastricht
(1993) nie waży się jeszcze na odebranie poszczególnym państwom wpływu i
odpowiedzialności za edukację swoich obywateli. Niemniej jednak art. 126
otwiera furtkę dla dużych wpływów Unii, która za pośrednictwem różnych funduszy
programowych ukierunkowuje zmiany w edukacji.[1]
W sposób bardziej zdecydowany wpływ ten zagwarantowany jest przez artykuł
130f-p, dotyczący badań i rozwoju technicznego.[2]
Unia Europejska przyjęła strategię wejścia w edukację poszczególnych państw od
góry, czyli poprzez stworzenie takich programów, warunków formalno-prawnych i
finansowych, które umożliwią mieć silny wpływ na wyższe uczelnie i środowiska
akademickie. Następna faza obejmuje zmianę programów edukacji na poziomie
podstawowym i średnim. Praktycznie wygląda to w ten sposób, że podręczniki z
jakich korzysta młodzież szkół podstawowych i średnich (w krajach Europy
zachodniej), są tradycyjne, czyli takie, jakie obowiązywały przed Traktatem z
Maastricht. W Niemczech w 9 klasie gimnazjalnej nie ma jeszcze żadnej lekcji na
temat Unii Europejskiej. Ale już w mediach toczą się dyskusje wybitnych
„specjalistów”, którzy proponują odejść od niepotrzebnego balastu historii i
dziedzictwa kulturowego. Dyskusje te wzmacniane są przez modę młodzieżową na
tzw. antikulturel, w których ośmiesza się, a wręcz zohydza wielkie postacie jak
choćby Szekspir czy Goethe. Po Traktacie Amsterdamskim (1998/9), który w
większym stopniu niż Traktat z Maastricht czyni z Unii scentralizowane państwo
ponadnarodowe, nie ulega wątpliwości, że Unia położy swą ciepłą dłoń na całej
edukacji we wszystkich państwach Unii i na każdym szczeblu. Inaczej bowiem nie
utworzy się nowej świadomości europejskie i nie utworzy nowego europejskiego
obywatela. Jest to jednak proces długofalowy, który po drodze będzie musiał pokonywać
szereg barier wynikających z lokalnej tradycji.
Po odzyskaniu niepodległości przez Polskę w 1918 roku po 123 latach zaborów
uwaga rodziców, nauczycieli, pedagogów, polityków skupiła się na problemie
właściwego ukierunkowania edukacji. Chodziło przecież o scalenie narodu rozbitego
pomiędzy różne obce wpływy. Takie zadanie wziąć musiała na swoje barki szkoła.
W jednym przedwojennych periodyków pedagogicznych możemy przeczytać wypowiedź
dra J. Bobrzyńskiego, oddającego dobrze nastawienie ówczesnego pokolenia:
„Trzeba pomyśleć o państwie, jego przyszłości i ideowości: Polska to bariera,
której sąsiednie narody albo muszą się opłacić, albo ją rozwalić. Zadaniem
Polski – osiągnąć stanowisko mocarstwowe, uczynić, aby się wszystkim w niej
dobrze działo. Naród, który chce żyć, a nie wegetować, musi czegoś pragnąć;
dalecy od zakusów zaborczych, jeżeli jednak nie będziemy niczego pragnąć, do
niczego dążyć, to zapragną inni – zagarnąć Polskę.”[3]
Młode pokolenie wychowywane było w tym właśnie duchu, miłości do Polski
wielkiej i niepodległej.
Po II Wojnie Światowej kraj nasz utracił niepodległość i stał się
częścią tzw. Bloku Sowieckiego. Obowiązującą ideologią tego Bloku był komunizm,
który stanowił zasadę organizacji życia politycznego, ekonomicznego i kulturalnego.
Presji tej ideologii została poddana również edukacja. Rzecz jednak interesująca!
Edukacja ta z jakichś nie do końca jasnych powodów zachowała stosunkowo wysoki
poziom, zarówno gdy chodzi o program nauczania jak i o wymagania wobec uczniów.
Natomiast wtręty ideologiczne były stosunkowo łatwe do identyfikacji. Wprawdzie
obowiązywała zasada: „patriotyczny w formie –
socjalistyczny w treści”, to jednak elementy patriotyczne w edukacji
były obecne. O poziomie nauczania mogli przekonać się emigranci z czasów PRL-u,
których dzieci zazwyczaj nie miały kłopotu w szkołach zagranicznych, a raczej
uderzał niski poziom szkół zachodnich, zwłaszcza publicznych w porównaniu z
poziomem szkół polskich.
Po roku ’89 nadzieje milionów Polaków na budowanie suwerennego państwa
objęły również edukację. Chodziło przede wszystkim o odzyskanie pięknych
polskich wzorów, obyczajów, ocenzurowanej i zubożonej literatury, chodziło o
przywrócenie w pełni polskiej szkoły z jej najlepszymi tradycjami. Tymczasem
działania poszły w innym kierunku. Rozpoczął się proces kosmopolityzacji
polskiej szkoły, w stronę socjalistycznego europejskiego internacjonalizmu i to
niezależnie od tego, czy u władzy była lewica czy prawica. Wynikało to z
polityki podporządkowywania Polski strukturom europejskim. Otóż, proces integracji
Polski z Unią Europejską od początku lat 90. objął w ramach fazy dostosowawczej
również edukację. Realizowano programy dostosowywania polskiego szkolnictwa
zawodowego i technicznego do standardów funkcjonujących w państwach Unii
Europejskiej, co miało ułatwić integrację systemu i strukturę polskiego szkolnictwa
ze strukturami szkolnictwa w państwach Unii. Realizowano te zmiany w ramach
różnych programów jak: TEMPUS, TESSA, TERM, SOCRATES etc. Programy te objęły
całą reformę edukacji w Polsce, zarówno co do treści, jak i kadr, a także
metod. Reforma była realizowana za pieniądze Unii Europejskiej i pod jej
dyktando.[4]
W ten sposób władze państwowe, niezależnie od tego, czy rządziła lewica czy prawica,
realizowały i realizują program Unii Europejskiej.
Jest w tym jakaś niesłychana nadgorliwość i zupełny brak ambicji. Oddano
edukację w ręce obce, to znaczy oddano duszę polskiego narodu obcym, bo
edukacja kształtuje przecież duszę, a kształtując duszę tworzy albo nie tworzy
narodu. Już nie własne państwo, ale międzynarodowa struktura przygotowuje nam
edukację, zarówno pod względem programu jak i metod, kadry i mechanizmów
administracyjnych. Rzecz paradoksalna, w krajach Unii Europejskiej wcale nie ma
jednolitego systemu edukacji. Okazuje się bowiem, że „systemy oświatowe państw
europejskich mają silnie zróżnicowane struktury organizacyjne uzależnione od
warunków ekonomicznych, historycznych, politycznych i społecznych”. Co więcej,
przeważa tendencja decentralizacyjna.[5]
Nie ma więc w krajach członkowskich Unii Europejskiej jednolitego, ponadpaństowego
systemu edukacji, kraje te, jak dotychczas, mają własne systemy edukacyjne. Czy
w takim razie Polska wyprzedziła „Europę” i dobrowolnie poddała się nowemu, ponadpaństwowemu
modelowi jako królik doświadczalny? Może brukselscy projektanci chcą na Polsce
wypróbować takie rozwiązania, które wcielać będą w innych krajach europejskich
posiadających swoją własną, silną tradycję?
Unia Europejska budowana jest w oparciu o metody zaczerpnięte z cywilizacji
bizantyńskiej. Na czoło wysuwa się tu przerost prawa i administracji. Jednak
treść, która wypełnia te ramy nie jest bizantyńska, choćby ze względu na
gwałtownie postępujący sekularyzm (zeświecczenie); Bizancjum natomiast było
państwem religijnym. Jaka jest wobec treść ideowa promowana w Unii Europejskiej?
Tą treścią jest – socjalizm.
Na czym polega istota socjalizmu? Przede wszystkim na zabsolutyzowaniu
społeczeństwa. Jest ono czymś wyższym od poszczególnego człowieka, człowiek
jest tylko częścią społeczeństwa, ale taką częścią, którą społeczeństwo po
prostu tworzy. Człowieka tworzy społeczeństwo. Stąd nazwa „socjalizm” od
„socius” społeczeny. Gdy komunizm kładzie nacisk na wspólną („communis”)
własność, tak socjalizm kładzie nacisk na społeczeństwo. Społeczeństwo, zdaniem
socjalistów, tworzy człowieka we wszystkim, a więc również niszczy wszystko, co
dominacji społeczeństwa się przeciwstawia. Oczywiście, przez społeczeństwo
praktycznie należy rozumieć władzę. Władza społeczna staje się absolutem, nad
którym nie może być nic wyższego.
Czy można się dziwić, że w socjalizmie najbardziej znienawidzony jest
Bóg, jako ten od którego pochodzi każdy człowiek? Bóg jako konkurent władzy
społecznej musi być wyeliminowany, czy to fizycznie i wprost (socjalizm sowiecki),
czy pośrednio i w sposób wyrafinowany (zachodni liberalizm). Po Bogu znienawidzone jest to, co człowiek
posiada wprost od Boga: sumienie, wedle którego człowiek odróżnia realne dobro
od zła, i prawo naturalne, które skłania człowieka ku realizowaniu siebie
poprzez rodzinę i naród. Socjalizm odrzuca Boga, sumienie, rodzinę i naród.
Realizując ten sam program, choć przy pomocy różnych metod, socjalizm wschodni
połączył się z zachodnim. Warto wobec tego zobaczyć, jak, w wybranych punktach,
edukacja zachodnia zarażona jest socjalizmem.
W szkole tradycyjnej były różne przedmioty takie jak chemia, fizyka, matematyka,
język polski, geografia, historia, filozofia, religia etc. Reforma wprowadza
nowy podział. Odchodzimy od przedmiotów, a stopniowo wprowadzane jest tzw.
kształcenie blokowe oraz tzw. ścieżki edukacyjne. Ponieważ oba wyrażenia mają
postać metafory (blok, ścieżka), a komentarz wyjaśniający jest zbyt ubogi –
przez pewien czas trudno było zrozumieć, o co tu chodzi. Aż wreszcie udało się
odnaleźć pewien interesujący ślad. Już to było, już było przerabiane! W
„Przyjacielu szkolnym”, rocznik 1928, znajduje się bardzo ciekawy artykuł
dotyczący reformy szkolnictwa w pewnym sąsiednim kraju. Reforma ta miała
miejsce w roku 1923, w jej ramach zlikwidowano tradycyjne przedmioty, a w ich
miejsce wprowadzono tzw. kolumny (praca, natura, społeczeństwo). Metodę
określono mianem złożonej, a jej celem było aktywizowanie ucznia tak, aby sam
ułożył sobie obraz świata w pewien logiczny system. Skutkiem tej reformy była
eliminacja wielu przedmiotów, poszatkowanie pozostawionych, gwałtowne obniżenie
poziomu edukacji. Reforma dała tak fatalne efekty, że wkrótce z niej
zrezygnowano i przywrócono dawne przedmioty. Otóż, krajem, w którym dokonano
tej Reformy był oczywiście ZSRS. Ale reforma nie była oryginalnym tworem
sowieckim. Została zaimportowana z Zachodu. Stała za nią myśl Ferriere’a,
Cosineta, Decrolyego i Deweya.
W Związku Sowieckim już w roku 1918 wprowadzono takie eksperymentalne
rozwiązania jak: eliminacja egzaminów i odejście od zadań domowych. W roku 1928
John Dewey był w ZSRS i stwierdził, że sowiecka oświata jest modelem dla
Zachodu. W roku 1919 Artur Calhoun propagował ideę, że rodzina jest
przestarzałą formą pierwotną, która musi być zastąpiona przez państwo, dlatego
to państwowa edukacja powinna zastąpić rodzinę. W roku 1930 Charles Potter
zauważył, że edukacja państwowa oparta na ideach humanizmu zwycięży nad
religią, dzięki temu, że szkoła publiczna (pozostająca w gestii państwa) ma do
dyspozycji więcej dni niż niedzielna szkoła parafialna. W roku 1934 pojawiło
się hasło „critical thinking”, myślenia krytycznego. Chodziło o to, żeby kokietując
dzieci i młodzież możliwością przeprowadzania samodzielnej krytyki zastanych
poglądów podważyć to, co stanowi stabilność kultury klasycznej (w tym
chrześcijańskiej). Krytycyzm pozbawiony głębszej wiedzy i poczucia odpowiedzialności
ma niewielki poznawczy wymiar, pozwala natomiast na odrzucenie wszelkich, jakże
ważnych dla wychowania i rozwoju dziecka, autorytetów: rodziców, nauczycieli,
mistrzów, a nawet religii (Objawienie). Szczególne miejsce w stosowaniu
ideologii socjalistycznej w edukacji odegrał słynny matematyk i filozof
Bertrand Russel. Pisał on w roku 1951: „... psycholog społeczny przyszłości
będzie dysponował wieloma klasami, w których na dzieciach będzie wypróbowywał
różne metody tworzenia niewzruszonych przekonań, np. że śnieg jest czarny.
Wkrótce osiągnięte zostaną różne rezultaty, najpierw okaże się, że wpływy domu
są zawadą... Gdy ta technika zostanie udoskonalona, każdy rząd, który będzie
miał wpływ na edukację dłużej niż przez jedno pokolenie, będzie mógł
kontrolować społeczeństwo bez wojska i bez policji.” (The Impact of Science upon Society).
Natomiast Willima Glasser propagował niezwykle groźną z punktu widzenia
moralnego, wychowawczego i społecznego metodę „cognitive dissonance” (dysonans
poznawczy). Jej istota polega na stawianiu dziecka w sytuacji imaginatywnego
wyboru, którego efektem ma być preferencja do zła, następnie relatywizm
moralny, a później całkowity subiektywizm. Metoda ta czyni potworne
spustoszenie zarówno w psychice dzieci jak i w całym społeczeństwie, które
traci wspólną orientację, co dobre a co złe. Bez takiej zaś wspólnej orientacji
nie można już mówić o społeczeństwie, które powiązane jest dobrowolnymi i duchowymi
relacjami. Metoda „dysonansu poznawczego” polega na postawieniu człowieka wobec
zmyślonego wyboru, który rozszarpuje sumienie. Np. kogo z rodziny wyrzucisz z
3-osobowej łódki, jeśli w łódce przebywa 6 osób? Czy ukradniesz coś, co ocali
ludzkość? itp.
Rozbite masy społeczne stają się łatwym narzędziem manipulacji, zwłaszcza
dla międzynarodowych gigantów z dziedziny mediów, biznesu i polityki
(globalizm). Masami tymi daje się sterować przy pomocy najnowszych osiągnięć
nauki. Pisze o tym Zbigniew Brzeziński: „W społeczeństwie technetronicznym
główny trend będzie biegł w kierunku skutecznego wykorzystania najnowszych
technik komunikacji w celu manipulowania emocjami i kontrolowania rozumu...
Ludzkie istoty będą coraz bardziej plastyczne i podatne na manipulację... coraz
bardziej dostępne są biochemiczne środki umożliwiające kontrolowanie
człowieka... a także chemiczna kontrola umysłu... rozwijana jest też sieć
elektronicznej informacji państwowej. Projektowany model sieci informacyjnej
najlepiej pasuje dla Japonii, Zachodniej Europy i Stanów Zjednoczonych, ale
mógłby stanowić podstawę dla powszechnego programu edukacji, przyjęcia
powszechnych standardów akademickich.” (Between Two Ages).
Czasem niektórzy politycy zdobywają się na szczerość mówiąc, że chodzi
to ostatecznie o walkę między socjalizmem i chrześcijaństwem. W oficjalnych
dokumentach UNESCO możemy przeczytać, że chodzi o zastąpienie Boga i religii,
pluralizmem wartości i dialogiem. Jeden z „humanistów” (P. Brandwein pisze, że
każde dziecko, które wierzy w Boga jest chore umysłowo (1981). Inny „humanista”
(J. Dunphy) twierdzi, że walka o przyszłość ludzkości musi być wygrana w
szkole, jest to walka pomiędzy gnijącym chrześcijaństwem, a nawą wiarą
humanizmu, humanizm zwycięży (1983).[6]
Ten międzynarodowy, ponadpaństwowy i ponadeuropejski socjalizm jest
treścią wypełniającą programy i metody edukacji w Ameryce Północnej, wkracza do
krajów Unii Europejskiej, jest w coraz większym stopniu obecny w Polsce.[7]
Dla naszej tożsamości opartej na głębokim patriotyzmie i wierze najnowsza,
globalna wersja socjalizmu działać będzie niezwykle wyniszczająco. Bo właśnie
destrukcji ulec mają te dwa podstawowe cywilizacyjne filary, które nam
pozwalają być nie tylko Polakami, ale po prostu ludźmi.
Co robić? Jak się bronić? Są różne drogi. Najpierw należy zacząć od własnego
podwórka, czyli od własnej rodziny. Trzeba rozmawiać z dziećmi, czego i jak
uczą się w szkole. Trzeba przeglądać zawartość podręczników, zwłaszcza z zakresu
nauk humanistycznych (polski, historia, nauki społeczne etc.). Należy zmienić
nauczycieli lub szkołę, jeśli demoralizuje i nie kształci dzieci. W ramach
możliwości należy porozumieć się ze środowiskiem i zakładać własne szkoły,
których celem jest wychowanie i solidna nauka. Należy również włączać się prace
społecznych gremiów mających wpływ na szkołę (Rady Rodzicielskie itp.). A
wreszcie należy być aktywnym społecznie i politycznie. Wybory do samorządu czy
do parlamentu to okazja do zdobycia szerszego wpływu na edukację w Polsce, czy
to na poziomie lokalnym czy też krajowym. Możliwości działania jest wiele, a
sprawa jest pierwszej wagi. Jeżeli bowiem następnego pokolenia Polaków nie
wychowamy i nie wykształcimy jak na Polaków przystało, to nie będzie kto miał
bronić Polski i naszego Narodu. Nasi wrogowie dawno już zorientowali się, że
kto ma młodzież, ten ma przyszłość. I nie żartują. Dlatego dołóżmy wszelkich
starań, aby im naszej młodzieży nie oddać, aby następne pokolenie Polaków...
było Polakami.
[1] „Wspólnota przyczynia się do
podnoszenia poziomu oświaty zachęcając państwa członkowskie do współpracy i,
jeśli jest to konieczne, wspierając i uzupełniając ich działalność,
jednocześnie całkowicie respektując odpowiedzialność państw członkowskich za
treści nauczania, organizację systemów oświatowych i ich różnorodność kulturową
i językową.”, Art. 126.
[2] „...Wspólnota podejmuje
następujące działania uzupełniające działalność państw członkowskich: a)
realizowanie programu badań, programów rozwoju technicznego i programów
doświadczalnych poprzez wspieranie programów współpracy z i pomiędzy
przedsiębiorstwami, ośrodkami badawczymi i szkołami wyższymi.” Art. 130g.
[3] Przyjaciel szkoły, 5 marca
1928, VII, nr 5, s. 151.
[4] W „Monitorze Integracji
Europejskiej” wydawanym przez Biuro Pełnomocnika Rządu ds. Integracji Europejskiej
oraz Pomocy Zagranicznej możemy zapoznać się ze sposobem korzystania z funduszy
unijnych w sferze edukacji: „Tempus 1993 – wsparcie dla projektów dotyczących
modernizacji programów nauczania i programó studiów, oraz podnoszenia
kwalifikacji nauczycieli akademickich w dziedzinach o priorytetowym znaczeniu
dla powodzenia rządowego programu reform gospodarczych (m.in. ekonomia i
zarządzanie, nowe technologie, ochrona środowiska) oraz integracja Polski z
krajami Unii Europejskiej (studia europejskie, nauczanie języków obcych). [...]
wsparcie unowocześnienia programów edukacyjnych, wzbogacenia programów studiów
w ramach wyższych uczelni oraz podwyższanie kwalifikacji nauczycieli
akademickich w priorytetowych obszarach strategicznie ważnych dla reform społeczno
ekonomicznych. „[Program TERM] wsparcie
dla przygotowania kadr i wzmocnienie instytucjonalne (program umożliwia
pracownikom oświaty zdobycie odpowiednich umiejętności, wiedzy, doświadczeń
oraz korzystanie z doradztwa międzynarodowego i sprzętu technicznego);
wzmocnienie instytucji zarządzających oświatą – Ministerstwa Edukacji Narodowej
i kuratoriów; zdefiniowanie standardów i stworzenie systemu egzaminów
państwowych w oparciu o normy europejskie”, s. 183-4.
[5] J. Osiecka, „Mechanizmy
funkcjonowania oświaty oraz nakłady rządowe na edukację w wybranych krajach
europejskich”, Warszawa 1995, s. 1n.
[6] Zob. D. L.
Cuddy, A Chronology of Education with
Quotable Quotes, w: „The Florida Forum”, May 1993.
[7] Warto przypomnieć, że
reforma edukacji była „konsultowana” z OECD.
Stowarzyszenie Rodzina Polska www.rodzinapolska.pl