Powrót
Toruń, 5 listopada AD 2000 (referat wygłoszony na II Forum Polonijnym w Toruniu)
Norwegia, Polska, Europa, świat widziany przez Polaka z Norwegii
(...) W Polsce nie czytają studenci, nie czytają profesorowie (...). Śp. Prymas Stefan Kardynał Wyszyński mówił kiedyś, że trzeba kierować się głosem serca, ale poddawać się kontroli rozumu, bo głowa jest wyżej niż serce. Sto lat temu Dmowski przerwał ten fatalny taniec chochoła, i chłopcy już nie poszli w bój bez broni (...)
Drodzy Ojcowie, Szanowni Państwo!
Jesteśmy tutaj w Rodzinie Radia Maryja, a jak rodzina się spotyka, to należy się sobie przypomnieć i przypomnieć sobie "pokrewieństwo". Zawsze też lepiej słuchać, co się mówi, gdy choć trochę wiadomo, kto mówi.
Niektórzy z Państwa mogą pamiętać przysłany z Norwegii i czytany w Radio Maryja faks, ujawniający umowę intencyjną Rządu RP o sprzedaży Stoczni Gdańskiej za szokująco niską cenę norweskim hochsztaplerom, za którymi ukrywały się niemieckie banki.
Inni z Państwa być może pamiętają "Rozmowy Niedokończone" nadawane z Oslo, gdy Kjell Dahle opowiadał o oporze Norwegów wobec Unii Europejskiej.
Muszę też od razu zaznaczyć, że tak całkiem to ja nie jestem z Norwegii.
Pochodzę z podostrolęckiej wsi i wychowałem się nad Narwią. Co prawda życie wcześnie rzuciło mnie w świat. Najpierw trochę do Szwecji, potem do Warszawy, trochę po Europie. W wieku 21 lat, w 1982 roku, znalazłem się w Norwegii, i w Norwegii ukształtowała się moja tożsamość narodowa świadomego Polaka, mój światopogląd, czyli widzenie świata. I chociaż od kilku lat zaczynam bywać przynajmniej jedną nogą w Polsce, to mój ogląd świata jest taki norwesko - polski.
Jaki to ogląd i jak się to ma do tematu tegorocznego forum polonijnego?
Najpierw o Norwegii. Biedny, zimny, skalisty kraj, 4 miliony ludzi, a jednocześnie mocarstwo światowe. Powiedzą Państwo - ma ropę, ale Norwegia była prawie tym samym i przed ropą. A są i tacy w Norwegii, którzy twierdzą, że ropa więcej szkodzi niż pomaga, że może być tym dla Norwegii, czym kiedyś złoto z Ameryki stało się dla Hiszpanii. Hiszpania jest negatywnym przykładem dla Norwegii, przykładem pozytywnym jest Japonia, która nie ma nic poza pracą narodu. Szwecja, Dania, Finlandia nie mają ropy. Mają co innego - Szwecja rudę, Finlandia lasy. Dania rolnictwo. A ile bogactw posiada Polska? Czy wiecie Państwo, jakie pytanie zadają mi Norwegowie powracający z Polski? Dlaczego tak bogaty kraj jest tak biedny.
Ale pozostańmy przy Norwegii. Czego Polak powinien się uczyć od Norwegów?
Umiłowania przyrody, kultury fizycznej, świadomości narodowej, poszanowania tradycji, kultury pracy, kultury organizacji, kultury czytania i poznawania świata, kultury życia we wspólnocie. Są to elementy myślenia i działania. Ale jakiego myślenia i jakiego działania? Racjonalnego, racjonalnego (!) myślenia i działania w interesie narodowym. Ciągłe dbanie o ten interes we własnej aktywności i strzeżenie go poczynaniach innych.
Przede wszystkim powinni się Polacy nauczyć od Norwegów braku tolerancji dla zdrady narodowej i wychowawczych konsekwencji przykładnego ukarania zdrajców. Polska powinna przeprowadzić dekomunizację, tak jak Norwegowie przeprowadzili defaszyzację. Nie ma w Norwegii gorszego określenia niż landsforrader - zdrajca Ojczyzny. A zdrajcą Ojczyzny jest ten, kto kupuje towar zagraniczny, gdy można kupić norweski, chociaż droższy. Lepszy jest on już z definicji. Zdrajcą jest ten, kto sprzedaje norweską własność, zdrajcą jest ten, kto do tego dopuszcza, kto to toleruje. Zdrajcą jest ten, kto powoduje redukcję norweskich miejsc pracy.
Gdy mówimy o zachowaniu języka i o tożsamości narodowej, nie wolno nie wspomnieć o emigracyjnej prasie i książce, podstawom samokształcenia. I nie chodziło tylko o język, bo w 90 procentach prasa i książka emigracyjna były zatrute, jak zatruta jest dzisiaj książka i prasa w Polsce. Za darmo rozdawano workami wydawaną za amerykańskie pieniądze truciznę: paryską "Kulturę", "Aneks", "Kontakt", "Walkę klas". Miałem to szczęście, że trafiłem nie tylko na truciznę, ale i na odtrutkę: książki londyńskiego Katolickiego Ośrodka Wydawniczego Veritas - "Myśl Polską".
Jako dwudziestolatek przeczytałem w Norwegii książki Romana Dmowskiego, Feliksa Konecznego, Adama Doboszyńskiego, ks. Michała Poradowskiego, Jędrzeja Giertycha i innych myślicieli Narodowej Demokracji. Łatwo mi szła ta lektura, bo to, co czytałem, zgadzało się z tym, co obserwowałem na własne oczy. Dmowski pisał w "Myślach Nowoczesnego Polaka", że to, co on pisze dla elity swojego narodu, gdzie indziej jest oczywiste dla stróża i praczki. Jeśli porównamy poziom wiedzy na temat Unii Europejskiej między polskim parlamentem, a norweskimi np. dozorcami, to okaże się, że od czasów Dmowskiego nic się nie zmieniło, a jeśli już, to na niekorzyść. Ale kto dzisiaj w Polsce czyta Dmowskiego?
Kto na tej sali czytał Dmowskiego? To bolesne stwierdzenie, ale ludzie w Polsce nie czytają, ludzie w Polsce nie myślą, ludzie nie chcą poznać prawdy, bo to boli, bo głupota nie toleruje prawdy, bo to lżej powiesić sobie na ścianie kolorowy portret bandyty w pięknym mundurze, a może na koniu. Nie potrzeba prawdy, gdy jest mit, legenda, parareligijny, azjatycki kult wodza.
W Polsce nie czytają studenci, nie czytają profesorowie, ba, nie czytają nawet dostojni prelegenci, wypowiadający się często z wielką erudycją na falach Radia Maryja. Nie odmawiam im patriotyzmu, uczuciowego zaangażowania, ale na Boga, nie będzie z Polską i z Polakami dobrze, jeżeli nie zaczną myśleć i działać rozsądnie. Śp. Prymas Stefan Kardynał Wyszyński mówił kiedyś, że trzeba kierować się głosem serca, ale poddawać się kontroli rozumu, bo głowa jest wyżej niż serce. Sto lat temu Dmowski przerwał ten fatalny taniec chochoła, i chłopcy już nie poszli w bój bez broni. Oprócz patriotyzmu uczuciowego pojawiło się polityczne myślenie, co zaowocowało odrodzeniem Polski. Przeraża mnie dzisiejsze lenistwo umysłowe i uleganie mitom. Przeraża też ta zadziwiająca bierność. Czy aby zawsze musimy liczyć na cud, czy aby limit cudów dla Polski nie został wyczerpany? Czy nie uczył nas śp. Prymas, że modlić trzeba się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a działać tak, jakby wszystko zależało tylko od nas?
Czy Norwedzy mogą się czegoś nauczyć od Polaków? Czego Norwegowie, Europa i świat oczekują od Polski? Norwegowie umieli obronić swoją wolność, umieją w przeciwieństwie do Polaków walczyć o swoje interesy, zapewnili swojemu społeczeństwu godne, dostatnie życie, choć bynajmniej nie takie lekkie. Ale stracili coś, co jest najważniejsze, co każdy Polak ma dookoła w obfitości, co dostaje za darmo - prawdziwą wiarę w Boga. I nie chodzi tutaj o skutki na życie wieczne, ale doczesne. Resztkami tej wiary są: rozpoznawanie Stwórcy w pięknie natury, obrzędy chrztu, ślubu, pogrzebu w pobłogosławionej ziemi, czytanie Biblii. Ale tej wiary jest mało. Jej brak powoduje smutek. Wszystko prowadzi do śmierci i kończy się na niej. Bez wiary nie może być moralności, bez moralności nie może być sprawiedliwości, nie może być wychowania młodzieży.
Kościół, czy raczej zbór protestancki, z pastorami homoseksualistami i lansującą ich panią biskupicą stał się farsą. W telewizji jakieś bełkoty przedstawia się jako głos Ducha świętego. Telewizyjni kaznodzieje raz po raz ogłaszają cud i proszą o dalsze ofiary dla "mesjańskiego" państwa Izrael.
Ciężko w dzisiejszym świecie zachować wiarę, ale jeszcze ciężej żyć bez niej. Nie chodzi mi tylko o wiarę w wymiarze jednostkowym, osobistym. Chrześcijaństwo to prawdziwy humanizm. Bez niego każdy społeczny mechanizm zatrze się, jak silnik bez oleju. Norwegia trzyma się instynktownie resztek tego oleju, ale jest on już stary, zabrudzony, prawie zużyty. Jakby nowym olejem są przybywający z Polski kapłani, a także wybierane często przez Norwegów za żony Polki - katoliczki.
Ale Polska zawiodła Norwegów. Czego innego oczekiwali od kraju Papieża.
Konsumpcyjne apetyty Polaków zaszokowały oszczędnych Norwegów. Nie rozumieją, jak to możliwe, że taki katolicki kraj przekształcono w jeden wielki dom publiczny dla Europy, że prawicowe gazety, z katolikami jako redaktorami naczelnymi, żyją z sutenerstwa, że nikt na to nie reaguje. Niezrozumiała jest pozycja tzw. komunistów, niedostrzeganie niebezpieczeństwa niemieckiego. Spodziewano się, że Polska tym stanie się dla świata chrześcijańskiego, czym Iran dla islamskiego. Te nadzieje jeszcze żyją.
Kiedyś, jeszcze jako bardzo młody człowiek, byłem na kursie języka szwedzkiego w dosyć międzynarodowym gronie. W przypadkowej dyskusji, jaka się wywiązała w grupie, zostałem zaskoczony przez kolegę Niemca szyderczo zadanym pytaniem "a co właściwie takiego dobrego produkuje Polska". Zacząłem się zastanawiać, co odpowiedzieć, ale gdy uśmiech Niemca zaczął przybierać coraz bardziej cyniczny wyraz, odparowałem krótko - ludzi.
Polak jest dobrym człowiekiem, a jednocześnie niezmiernie naiwnym. Oczywiście oprócz głupoty jest w Polsce i wiele innego zła, ale Polacy myślą kategoriami dekalogu, nawet jeśli go nie zawsze przestrzegają. Problem polega w uproszczeniu na tym, że nie potrafią sobie nawet wyobrazić, że współczesny świat odrzucił dekalog. Nie ma barier dekalogu, bo nie uznaje się jego praw. Jest tylko prawo zysku. I chociaż Papież mówi tyle o cywilizacji śmierci, do Polaków to nie dociera. Polacy nie słuchają Papieża, nie czytają Jego encyklik. Zadawalają się mitem, zamiast oprzeć się na prawdzie. A prawda jest taka, że współrządząca Polską Solidarność ukryła przed społeczeństwem przesłanie papieskich encyklik. Program, który w Polsce zrealizowano, jest zaprzeczeniem papieskiego.
Jak i dlaczego było to możliwe?
Polska straciła swoje prawdziwe elity, a na ich miejscu ulokowano nowe, sztucznie wyłonione, wrogie narodowi. To niszczenie polskich elit rozpoczęło się w maju 1926 roku. Zginęło wtedy więcej ludzi, niż w stanie wojennym. Władzę w Polsce zdobyła masoneria (6 z 8 sanacyjnych premierów było masonami). Witosa osadzono w Brześciu, młodych narodowców w Berezie Kartuskiej, Korfantego zamknięto w więzieniu i otruto. Polski orzeł pozbawiony został w sposób całkowicie nielegalny krzyża, a z konstytucji usunięto słowo naród. Potem przyszli hitlerowcy, którzy, jak pisze Koneczny, salutowali przed portretami Piłsudskiego, a narodowców rozstrzeliwali. Od wschodniej strony, przy współudziale polskich żydów, robiło to NKWD, w którym też jedna mniejszość dominowała. Czego nie zrobiono w czasie wojny, dokończono po wojnie. Ruch narodowy został w Polsce eksterminowany, tak fizycznie, jak i propagandowo.
Pozbawionemu intelektualnej elity narodowi lewica i ta mniejszość, która stanowiła i chce stanowić w Polsce warstwę średnią, podsunęła narodowi kult Piłsudskiego, jako coś, co skutecznie blokuje myślenie i powstawanie politycznych elit.
Piłsudski, mimo że był ateuszem, i nawet w godzinie śmierci odmówił kontaktu z kapłanem, został zaliczony w Polsce w poczet świętych.
Kiedy w 1989 roku komuna w Polsce oddawała część swojej władzy, Episkopat Polski wystosował list, w którym odwoływał się do św. Jana i do Marszałka Józefa Piłsudskiego. Boże, co o tym powiedziałaby św. Faustyna, św. Maksymilian Kolbe, prymas Hlond. Ale biskupi nie są tutaj winni. Oni przechowali depozyt wiary. Polityka to zadanie katolików świeckich.
Polska nie ma nie tylko elity intelektualnej i politycznej, nie posiada również własnej elity gospodarczej, zwanej zwykle warstwą średnią.
... mamy dzisiaj w Polsce najgorszą odmianę komunizmu - społeczeństwo zamienione w proletariat, bez własnych kapitalistów i bez kapitału, który za napiwki oddano w ręce zagranicy.
Jak sugestywnie opisał to prof. Poznański, mamy dzisiaj w Polsce najgorszą odmianę komunizmu - społeczeństwo zamienione w proletariat, bez własnych kapitalistów i bez kapitału, który za napiwki oddano w ręce zagranicy.
Czas na postawienie tezy, czyli jak to wszystko, co mówię, ma się do tematu tegorocznego forum? Wytworzenie intelektualnych, politycznych i gospodarczych elit będzie w Polsce niezmiernie trudne. Bez Polonii Polska nie dałaby rady. Tak, jak w 1920 roku nie dałaby rady bez Błękitnej Armii gen. Hallera i w 1924 bez udziału reemigrantów i przywiezionego przez nich kapitału nie udałyby się reformy premiera Grabskiego ( powracająca do kraju Polonia przywiozła więcej kapitału, niż Polska uzyskała w formie kredytów zagranicznych).
Teza moja jest taka, że w rozsypanych po świecie, zakładanych przez Polską Macież Szkolną szkółkach sobotnich kształci się przyszła polska elita.
Oni nawet nie muszą czytać Dmowskiego, oni go przerabiają codziennie własnym życiem. W tych szkółkach naucza się nie tylko języka polskiego, ale i historii i religii.
Religię, ten chrześcijański humanizm, polonijna młodzież przekazuje swoim norweskim i innym rówieśnikom, a Polsce przekażą wiedzę, rozsądek i inne doświadczenia. Może powrócą do Polski, może przydadzą się Polsce tam, gdzie są. W epoce internetu miejsce zamieszkania traci nieco swoje znaczenie. Ale do młodych, i nie tylko młodych Polaków na emigracji trzeba dotrzeć. Wielką rolę tutaj odgrywa Radio Maryja. Suma sumarum, pozytywną też rolę odgrywa telewizja Polonia i organizowana pod jej auspicjami Konferencja Gospodarcza Polonii. Należałoby jedynie zmienić ich charakter. Przydałoby się specjalne pismo, lub chociażby dodatek polonijny np. do tygodnika "Myśl Polska", który ma przecież emigracyjne korzenie.
Dziękuję za uwagę. Bogdan Kulas
Powrót
Stowarzyszenie Rodzina Polska www.rodzinapolska.pl