Powrót

Globalizm katastrofą! (Część III )
Michał Wolnicki, Niemcy 

Zanim rozpocznę trzecią część, której tematem będzie „Jak bronić się przed globalizacją?”, pragnę dopowiedzieć jeszcze do części drugiej kilka ważnych słów. A to dlatego, że jest to gorący temat aktualnych wyda­rzeń w Niemczech i UE. Korupcja wśród polityków jest jednym z pierwszych mechanizmów inwazji globalistów. Szydło wychodzi z worka, afery partii chadeckiej nie mają końca. Zamieszany w sprawę przekupstw handlarz bronią Schreiber ostrzega, że ma dowody przyjmowania łapówek przez każdą partię w Niemczech. Można sobie wyobrazić, że takie afery znalazłoby się w wszystkich krajach członkowskich UE. W niemieckiej polityce zaczyna powstawać chaos. Już kilka lat temu czołowy ekonomista brytyjski, przeciwnik UE w obecnej formie, prof. John K. Gailbraith ostrzegał, że będą upadać autorytety partii, że dojdzie do upadków całych systemów politycznych, a to prowadzić będzie do no­wego bardzo groźnego totalitaryzmu. Orwell ostrzegał, że nowocześni totalitaryści, mając w swych rękach potężną broń - masmedia, wpływać będą na ludzką podświadomość. I trudno nie zauważyć, iż dzisiaj wielu wykształconych ludzi zaczyna się gubić, tracąc orientację co dobre a co złe. 

Trudno również nie wspomnieć o ostatnich wydarzeniach w UE w związku z wyborem austriackiej partii wolnościowej Joerga Haidera. Heider, będąc przez ostatnie siedem lat czołowym reformatorem (i od kilku lat premierem Kraju Związkowego Ka­ryntii), udowodnił, że jego program jest programem pro-narodowym i pro-społecznym. Zlikwidował biurokrację, zredukował parlament z ponad 100 do 36 polityków, skończyły się czasy w jego kraju związkowym, gdzie dyrektor szkoły, przedszkola czy listonosz musiał mieć legitymację Partii Socjalistycznej. Przeglądając program pana Haidera, muszę stwierdzić, iż jest podobny do byłego pro-rodzinnego programu AWS. Zmasowane ataki mediów (jak i samych polityków) ukazują wyraźnie upadek demokracji. To UE opanowana przez socjalistyczną Międzynarodówkę ob­naża swoje słabości, dając do zrozumienia, że kto nie z nimi, jest wrogiem, faszystą czy ksenofobem. 

Jak bronić się przed globalizacją? 
Przede wszystkim trzeba postawić sobie pytanie: 
kim jestem? 
do jakiej cywilizacji należę? 
jaki mam w życiu cel? 

Jeśli jestem Polakiem, to nie tylko dlatego, że państwa sprzymierzone w Jałcie i Poczdamie wyznaczyły nam granicę, gdzie możemy oddychać i porozumiewać się w języku polskim. Więc jeśli jestem Polakiem i przyznaję się do ponad tysiącletnich dziejów, muszę wypełniać obowiązki względem Ojczyzny, i to nie tylko wobec Polaków dzisiaj żyjących, ale również wobec minionych pokoleń i tych, które przyjdą po nas. Nie wolno nam popełnić błędów, jakie popełnili nasi poprzednicy, zgadzając się na utratę suwerenności i niepodległości. Dlatego, aby już więcej ich nie popełniać, musimy przestać być bierni, musimy myśleć po polsku i każdy na swoim odcinku musi wykorzystać swoje zdolności i siły dla budowania lepszej Polski. Dzisiaj wyraźnie widać w życiu politycznym i gospodarczym, że Polska przegrywa! Zostawmy zdrajców z AWS, którzy dbają tylko o własne dobro. W obecnym układzie nawet tych 34 pro-narodowych posłów poza płomiennymi przemówieniami nie osiągnie już nic. Zanim więc narodowo-ludowe stronnictwa coś zrozumieją i połączą się w jedną narodową konfederację, my musimy się zorganizować się i zacząć działać od dołu. Skoro dzisiaj nie mamy bezpośredniego wpływu na politykę polską, weźmy przykład z działalności Wielkopolan którzy nie poddali się zaplanowanej masowej zagładzie przez Prusaków. 

Jestem pod wrażeniem działań naszych wielkopolskich przodków, bo­haterów pracy organicznej, takich jak: Chłapowski, Marcinkowski, Mielżyński, ks. Wawrzyniak, Bojanowski, Potworowski, Raczyński, Hipolit Cegielski i wielu innych. 

Oni wiedzieli, że nie mogą nic zdziałać politycznie, dlatego rozpoczęli pracę nad gospodarką i edukacją swych współrodaków, czego efektem między innymi było powołanie Centralnego Towarzystwa Gospo­darczego. 

Niech dla nas przykładem będzie Hipolit Cegielski, założyciel Fabryki Narzędzi Rolniczych. Mimo prób niszczenia przez Niemców i Żydów, zakład się rozwijał, bo życzliwie traktował swych pracowników, był wobec nich solidny i troskliwy. Zakładał im kasy chorych, szerzył edukację, organizował wycieczki. Cegielski udowodnił, iż biznes może mieć też „ludzkie oblicze”. 

Również przykładem może być działalność gospodarcza Henry Forda, który wprowadził do swego przedsiębiorstwa akcjonariat pracowniczy, czego szybkim efektem było powstanie imperium samochodowego. 

Spoglądając na historię, która jest „fundamentem przyszłości”, i anali­zując gospodarkę silnych gospodarczo Niemiec, już przed paru laty opracowałem „projekt odbudowy średniej warstwy gospodarczej w Polsce”. Próbowałem szukać w kraju partnerów, ale ciągle bez efektów. Jestem świadomy, że mentalność Polaków wykrzywili komuniści - byli i dzisiejsi władcy Polski. 

Globaliści boją się jak wody świę­conej autentycznej narodowej demokracji. Boją się ludzi moralnych, nieprzekupnych, wychowanych w duchu cywilizacji chrześcijańskiej. Wszyscy będący za cywilizacją chrześcijańską i wolną Ojczyzną, o którą walczyły w ciągu dziejów poprzednie nasze pokolenia, musimy wspólnie wziąć obowiązek i odpowiedzialność za losy naszego dumnego narodu. Uczył nas Norwid: Ojczyzna jest to wielki – zbiorowy – Obowiązek. I o tym nie wolno zapominać, nie można nam osiadać na laurach, musimy być zawsze ludźmi czynu – jak uczył architekt porozbiorowej Polski, Roman Dmowski. 

Wiem, że różnimy się trochę mentalnością, ale przekonany jestem, że łączy nas jedno – chęć ratowania Polski, polskiego gospodarstwa wiejskiego, zakładów rzemieślniczych – ratowania polskiej rodziny związanej z korzeniami narodowo–katolickimi. Dziś na siłę zmusza się nas do przyjmowania obcej naszej kulturze i własnym korzeniom libertyńsko–liberalnej ideologii, której naczelną zasadą jest niszczący wszystko relatywizm. W systemie tym nie ma miejsca na poszanowanie ludzkiej jednostki, a co dopiero mówić o dobru rodziny. 

Po zbadaniu sytuacji społecznogospodarczej w Polsce, a także po zapoznaniu się z materiałami niezależnych sympozjów gospodarczych, organizowanych zwłaszcza przez Polskie Stowarzyszenie Morskie i Gospodarcze im. Eugeniusza Kwiatkow­skiego, widzę wiele możliwości do działania. Dostrzegam też – by posłużyć się terminologią gospodarczą – wiele „luk na Polskim rynku”, które jak najszybciej trzeba wypełnić. 

Pilnie należy zadbać o: gminne służby zdrowia, wyposażenie szkół, stworzenie i wyposażenie małych oraz średnich warsztatów pracy, wyposażyć rolników w nowszy sprzęt i nowsze technologie. Bardzo wiele do zrobienia jest w dziedzinie ekologii. 

Aby zlikwidować nieuczciwość i cwaniactwo, pilnie należy stworzyć Niezależne Prywatne Biura Rzeczoznawców, wyposażając je w używany, ale sprawny sprzęt laboratoryjny. W ten sposób zwiększy się kontrola produkowanych towarów, co zmusi producentów do uczciwości, albo do usunięcia się z rynku. Po niekorzystnych fuzjach polskich banków z zachodnimi, widzę konieczność pilnego założenia Wspólnej Kasy Samopomocy, która służyłaby pomocą przyszłym członkom naszej korporacji gospodarczej, ich rodzinom i innym chętnym współmieszkańcom gminy czy powiatu. Widzę konieczność stworzenia kooperatyw, czyli wymiany dóbr i usług, przede wszystkim między przedsiębiorstwami wewnątrz naszej korporacji, a w większych, jeszcze nie rozkradzionych zakładach przemysłowych zamiast systemu, gdzie pracownicy są prawie najemnikami, wprowadzenie akcjonariatu pracowniczego. Trzeba ludzi wsi i miast uświadomić, aby dla ich i wspólnego dobra kupowali polską żywność wy­produkowaną przez polskiego rolnika, aby kupowali towary wyprodukowane przez polskiego producenta, aby omijali obce hipermarkety, gdzie nie znajdą żadnej fachowej obsługi, a żywność i inne produkty pochodzą głównie z importu, mają więcej chemii i hormonów. I tak jest z wieloma produktami. Trzeba przekonać małych kupców (sklepikarzy) do tego, by łączyli się i wspólnie otwierali swoje hipermarkety. Jeśli przyjąć za prawdę, iż 9 milionów obywateli głosowało za uwłaszczeniem wg projektu pana prof. Adama Bieli, to jest to bardzo duży potencjał, który trzeba jak najszybciej wykorzystać. 

Zanim się trafi do tych 9 milionów i dzięki ich funduszom inwestycyjnym powstanie (mniejsza o nazwę) czy to Centralne Towarzystwo Gospodarcze czy Polska Własność S.A., należy działać natychmiast i dla naszej korporacji gospodarczej pozyskiwać ludzi. 

Należy pomóc rzemieślnikom, rolnikom, inżynierom tracącym miejsca zatrudnienia w likwidowanych zakładach pracy. Przez pracę konsultingową naszych spółek, przekonywać ich o konieczności wkraczania w samodzielne życie gospodarcze. Dla mnie osobiście śmieszne jest mówienie o prywatyzacji w Polsce, w momencie gdy polskie zakłady pracy sprzedawane są w ręce zagranicznych kapitalistów, którym służą liczni miejscowi kolaboranci, z reszty Polaków czyniący jedynie wyrobników. 

Musimy stworzyć szansę dla przeciętnego obywatela. Nie każdy musi mieć od razu warsztat czy zakład pro­dukcyjny, ale każdy może znaleźć kąt we własnym mieszkaniu i wykonywać w nim pracę chałupniczą. Może w tym pomagać mu cała rodzina, dzieci zamiast grać w agresywne i ogłupiające gry telewizyjne czy komputerowe, albo bezmyślnie wystawać przed blokami, nauczą się szacunku dla pracy. Człowiek będzie zawsze lepiej pracował dla siebie. Kto nie chciałby być zresztą szefem własnej firmy? 

Obserwując działania sekt, zauważam, że organizacje te, by istnieć i rozwijać się działają przede wszystkim w sferze gospodarczej, a ponadto chwytami psychologicznymi przyciągają ludzi, wciągając ich w swoje sieci. Wykorzystują sytuację, gdyż ludzie chętnie garną się do uzyskania samodzielności finansowej. Tu jest dla nas wielkie pole do popisu, musimy tych ludzi ściągnąć do naszej, polskiej gospodarki. 

Zapamiętajmy słowa napisane w poznańskiej prasie z przed 150 laty przez prof. filozofii, wychowawcę młodzieży i znanego fabrykanta Hipolita Cegielskiego: „kto sprzedaje swój handel, swój przemysł i swoją ziemię – jest zdrajcą”. Kierując się taką zasadą, Wielkopolanie zrzeszali się w spółki rolnicze byle nie oddać ziemi obcym obszarnikom, czyli po prostu organizowali się. Dzisiaj niestety słyszę, że potomkowie ich kuszeni brzęczącą monetą zamierzają sprzedawać swą ojcowiznę i przenieść się do miast. 

Jestem przekonany, że przyszli nasi członkowie nie dostaną kredytów z banków, tym bardziej po ostatnich fuzjach z bankami zachodnimi, mimo że słychać tam jeszcze język polski. Po pierwsze, te banki służą światowej oligarchii finansowej, a po drugie, to jest całkiem normalne. Przecież nasi rodacy, którzy przyjeżdżają do pracy w Niemczech, nie interesują się zanadto potrzebami tutejszych mieszkańców, czy chociażby poprawą miejscowej infrastruktury. Oni przyjeżdżają zarobić twardą walutę i wykorzystać ją dla własnych potrzeb, zabrać ją do swego domu. Dlatego banki czy fabryki niemieckie, a także z innych krajów zachodnich dbają o SWOJE interesy. Wobec powyższego powstał pomysł kupowania używanych, ale sprawnych maszyn, urządzeń i każdego innego sprzętu. Ażeby nie było lichwiarskich cen, naszym zadaniem na Zachodzie będzie wyszukiwanie sprawnych i niedrogich maszyn oraz sprzętu. 

Wiadome jest, że nie każdy może otwierać zakład rzemieślniczy czy przemysłowy, ale będą możliwości w usługach, w małym transporcie. Na­uczyciele mogą wspólnie zakładać spółdzielcze ośrodki doszkalania. Pracownicy naukowi mogą zakładać spółdzielcze instytuty badawczo–naukowe, mogą szkolić niezależnych rzeczoznawców i całą gamę wysokiej klasy specjalistów, na których będzie zapotrzebowanie w naszej gospodarce. Ludzi takich trzeba też odpowiednio wynagradzać, gdyż zbyt dużo utalentowanych Polaków zmuszonych było wyemigrować „za chlebem”. 

Powinniśmy organizować spółki akcjonariuszy, które powinny powstawać w większych miastach całego kraju. Osoby, które będą je powoływać w nowych miejscach, powinny przejść praktykę w spółce już dobrze funkcjonującej, powinny to być osoby sprzyjające zało­żeniom Polskiego Przymierza Gospodarczego czy stowarzyszeniom uwłaszczeniowym. Nie chodzi tu tylko o stworzenie samego lobby gospodarczego prawicy, czy - jak by ktoś sądził - o nową nomenklaturę (tym razem prawicową), ale o zbudowanie silnej średniej warstwy gospodarczej. Polityka taka musi szybko przynieść efekty, poprawiając gospodarkę całego kraju i zapewniając lepszy byt całemu społeczeństwu, a nie - jak dzieje się to obecnie - tylko wąskiej grupie oligarchii sterowanej przez globalistów. 

Ktoś może zadać pytanie, gdzie znajdą możliwość zatrudnienia wyżej wymienieni? 

Przede wszystkim zakładam, że wojewodom, a szczególnie władzom regionalnym, czyli sejmikom, zależy na rozwoju swego regionu, a głównie na dobru ich mieszkańców przecież piastują te stanowiska z ich wyboru. A nie podejrzewam ich o działanie podobne do zachowań bolszewików, którzy raz wybrani w wolnych wyborach nigdy już nie oddali władzy. Dlatego jak najprędzej powinno się zastosować metodę „robót publicznych”, która (według teorii noblisty, Johna Maynarda Keynes’a) wyprowadziła Amerykanów z kryzysu światowego w latach 1933 – 1935. W modelu Keynesowskim każda nowa inwestycja zawsze powoduje wzrost zatrudnienia, zwiększając tym samym ogólną wielkość dochodu, co z kolei doprowadza do zwiększenia popytu na artykuły konsumpcyjne. Tym sposobem inwestycje, a nie „spekulacje” na rynkach finansowych, pobudzają wzrost gospodarczy i tym samym zwiększają bogactwo narodowe! Ostatnio, w związku z coraz bardziej widocznym kryzysem, głównie spowodowanym przez globalizację, grupa niemieckich ekonomistów, takich jak prof. Dohrendorff, Oskar Lafontaine, prof. Hickel oraz były menadżer koncernu VW (volkswagena) Gouderat, zaliczanych do „szkoły postkeynesowskiej”, zaczęła analizować strukturę gospodarczą w sposób realistyczny, dopuszczający, a nawet uważający za konieczny interwencjonizm polityki w stymulowanie procesów gospodarczych. Odrzucają oni obecny model wolnego rynku oraz „koncepcję niewidzialnej ręki”, gdyż dobrze zdają sobie sprawę z tego, że gospodarka jest dziś opanowana przez wielkie organizacje przemysłowe i pozostające często na ich usługach agencje rządowe! Zmiany w systemie gospodarczym, o co apelują kontynuatorzy idei społecznej gospodarki rynkowej i interwencja państwa w procesy gospodarcze, nie powinny być jedynie zabiegiem intelektualnym (z nie kończącymi się dyskusjami), lecz powinny pociągać za sobą określone zmiany w systemie wartości! Sama idea bogactwa, odgrywająca w ekonomii tak zasadniczą rolę, wiąże się nierozerwalnie z ludzkimi oczekiwaniami, wartościami i stylem życia. Definicja bogactwa, która uwzględniałaby czynnik chrześcijański i ekologiczny, będzie wymagała wyjścia poza obecny sens tego słowa, pojmowanego głównie jako nagromadzanie dóbr materialnych i nadania mu szerszego sensu wzbogacania człowieczeństwa. Pamiętajmy o nauce Arystotelesa, który mówił: „człowiek pracujący tylko na swe i rodziny utrzymanie jest niewolnikiem, za swą pracę musi mieć możliwość rozwijania się kulturowego i duchowego”. W związku z tym władze gospodarcze państwa, województwa, a nawet gminy powinny zlecać „roboty publiczne” polskim przedsiębiorcom, a nie jak dzisiaj, za łapówki obcym kapitalistom. To samo dotyczy budowania gościńców i parkingów przez polskie firmy, oraz – co ważniejsze – oddania ich w polskie ręce (a słychać często, że o możliwość prowadzenia tych obiektów, biją się już niemieckie i francuskie firmy). Weźmy przykład z azjatyckich tygrysów. Pracują u nich dobrze opłacani menadżerowie i naukowcy z całego świata, ale wyłącznie jako doradcy, gdyż decydujący głos mają tubylcy. 

Zamiast obcego polskiej tradycji kulinarnej Mac Donalda niech będzie sieć prywatnych polskich restauracji i barów z polską kuchnią oraz specjalnością danego regionu. 

A na pytanie: skąd wziąć kapitał?... 

w myśl hasła „przysłowia są mądrością ludu” odpowiem: „pieniądze leżą na bruku, tylko trzeba je umieć podnieść”. Przestać się kłócić z tym sejmem o ważne dla polskiego Narodu sprawy.

Należy założyć ogólnodostępne Nasze Media, mamy już „Nasz Dziennik”, a wykorzystując zdobycz techniki, jaką jest Internet, niech powstaną mutacje wojewódzkie, a nawet powiatowe. Załóżmy swój bank – np. Obywatelski Bank Gospodarczy S.A. Było 9 milionów obywateli za uwłaszczeniem? A więc, gdy dojdzie do nich informacja o zakładaniu banku, to się znajdzie 10 milionów chętnych. Niech wówczas każdy wpłaci na rok chociaż 1000 zł, to kapitał takiego banku wyniesie już 10 miliardów zł i nie trzeba szukać kapitalistów. Jednak największym kapitałem jest Polak i polska ziemia z jej bogactwami naturalnymi. Zadaniem banku jest pilotowanie strategii prawidłowego rozwoju gospodarczego kraju i rozwoju Średniej Warstwy Gospodarczej. Pozwolę przypomnieć sobie historię z działalności banków. 

Podczas zaborów cały przemysł Kongresówki rozpadłby się w gruzy, gdyby nie obywatelska działalność Banku Polskiego, będącego do roku 1870 jedynym zakładem kredytowym w całym kraju (ponieważ nie dopuszczano do zakładania nowych). Zanim go zamknięto, doczekał się nowej ery komunikacyjnej: kolei żelaznych, a idąc zawsze z postępem czasu, udzielił poparcia kolei warszawsko–wiedeńskiej. Finansował też ów bank żeglugę parową na Wiśle. 

W podobny sposób można zakładać Obywatelski Zakład Ubezpieczeń, Szkoły Obywatelskie, gdzie nasza latorośl uczyłaby się historii z książek niemile dziś widzianych - dr. Leszka Szcześniaka, czy prof. Feliksa Konecznego. Należy tworzyć stowarzyszenia edukacyjne. Mamy już przy­kład wspaniałej pracy Instytutu Edu­kacji Narodowej przy Radiu Maryja, czy Stowarzyszenia Promocja Rozwoju Dziecka i Rodziny, działającego w Ostrowie Wielkopolskim. 

Pamiętajmy, że Unia Europejska jest zdegenerowana i proamerykańska. Gdy pochłonie ona Polskę, to później będzie bardzo ciężko cokolwiek zrobić. I błędne jest myślenie, że jeśli „chłopi poradzili sobie z komuną to i poradzą sobie z unią”. Chcę przypomnieć, jaki był wówczas stan świadomości patriotycznej, a jaki jest dzisiaj, gdy można czasem usłyszeć opinię, iż „patriota to idiota”. 

I nie należy zapominać, że są w Polsce ludzie, którym na tym zależy bardzo, aby już nigdy ich nie zlustrowano i aby ich czarne, a nieraz i krwawe sprawy poszły w zapomnienie. Są to ludzie, którzy wczoraj jeszcze byli komunistami, dzisiaj są kapitalistami, jutro zaś mogą być śmiało nazistami. 

Dobrym przykładem przeciwstawienia się globalizmowi jest Malezja, gdzie udowodniono, że samodzielne państwo narodowe może normalnie żyć i rozwijać się, nie słuchając rad „jedynie słusznych” mędrców ze światowej finansjery. Wyniki ekonomiczne Malezji po jej buncie przedstawiają się dużo lepiej, niż w przypadku państw, które bezmyślnie wy­pełniają zalecenia gigantycznych spekulantów i światowych oligarchów finansowych, takich jak MFW, WTO czy Banku Światowego. 

Ostatnio słyszy się dyskusję (a właściwie monolog) na temat, jaki system społeczno–gospodarczy byłby dla Polski optymalny. Postkomuniści, czyli cała czerwono-różowa opcja polityków, zrozumiała co to jest uwłaszczenie i opanowała całą Polską gospodarkę, a przede wszystkim najważniejsze jej gałęzie. „Oni” nie chcąc się dzielić z resztą społeczeństwa zrabowanym czy „legalnie przejętym” majątkiem narodowym. Dysponując mediami, propagują „system brazylijski”, w którym garstka oligarchów zarządza 90 % całego kapitału, a 10 % należy do reszty społeczeństwa, żyjącego na pograniczu skrajnej nędzy. Sam kapitalizm również nie jest rozwiązaniem. Jedynym systemem, który sprawdził się w Niemczech w okresie „boomu gospodarczego”, był system gospodarki socjalnorynkowej (nb. do powrotu do niego nawołuje po aferach chadecji sekretarz generalny CDU - pani Merkel). W związku z wielkim tempem rozwoju techniki coraz większe rzesze pracowników trafiać będą na bezrobocie. Dlatego niezbędny jest rozwinięty system ochrony socjalnej i „interwencjonizm państwowy”. Zresztą nasza cywilizacja chrześcijańska ma fundamenty oparte na własności prywatnej, familijnej, i tylko na niej możemy budować naszą przyszłość. 

Podsumowując pragnę stwierdzić, że wiele faktów dowodzi, iż UE została opanowana przez obcą cywilizację i dlatego do takiej Unii Polska nie powinna wchodzić. Polska w swych dziejach zawsze była tolerancyjna wobec mniejszości narodowych, ale nie można pozwolić, aby ta mniejszość narzucała nam wrogi sposób i styl życia oraz gospodarowania.

Świadomy jestem, że znajdą się w kraju zdecydowani krytycy moich artykułów, bo są one nie po myśli glo­balistów i nie ma tego w zaleceniach UE, ale my już jesteśmy odporni na ich obelżywe ataki, bo brak im kontrargumentów. Zresztą co do UE, to - jak mówią jej przeciwnicy - po niekończących się aferach i arogancji czołowych polityków lata UE są już policzone. Ponieważ ludzka pamięć jest zawodna, proponuję swym rodakom w kraju chociaż raz na kwartał obejrzeć dwa filmy ukazujące, co nas czeka po wchłonięciu do nie demokratycznej UE. Pierwszy to film dokumentalny o obecnej sytuacji w wiosce, w której zamknięto jedyny środek utrzymania - PGR „Arizona” (życie ludzi przedstawione w materiale trudno nazwać nawet nędzą). A drugi film to „Ziemia obiecana”, gdzie cała gospodarka znajduje się w obcych rękach, natomiast Polacy bez własności są pariasami. 

Aby do tego nie doszło, jeszcze raz powtarzam - róbmy swoje, bo już najwyższy czas na działanie. Polska potrzebuje naprawy, i nie możemy czekać, aż wszystko się zawali. Czy wzywamy pogotowie gazowe, dopiero jak nam cały dom wyleci w powietrze? Czy też czynimy to już w momencie, gdy poczujemy ulatniający się gaz? 

Wiemy, że gospodarka polska jest rujnowana. Do naprawy jest bardzo wiele, a więc weźmy się wszyscy do pracy, niech każdy zrobi troszeczkę na swoim odcinku - to wystarczy, ale musimy być razem, nie możemy dać się podzielić. Bo inaczej przyszłe pokolenia nas przeklną. 

Powrót

Stowarzyszenie Rodzina Polska www.rodzinapolska.pl